Tipo Dominicano - wycieczka fakultatywna z biurem Villapolonia
3/20/2015
0
DOMINIKANA
,
dziecko w podróży
,
lot dreamlinerem
,
PODRÓŻE
,
rajskie wakacje
,
wycieczka fakultatywna tipo dominicano
,
wycieczka z biurem villapolonia
Witajcie,
Zapraszam Was dzisiaj na drugą część wakacyjnych opowieści :)
Podczas naszego pobytu na Dominikanie skusiliśmy się na dwie wycieczki faktultatywne. Dziś chciałabym opowiedzieć o pierwszej z nich, czyli Tipo Dominicano. Pod tą intrygującą nazwą kryje się całodniowa wycieczka pokazująca prawdziwą, niekomercyjną Dominikanę.
Nasza wycieczka rozpoczęła się ok godz. 8:00 kiedy to pod hotel przyjechał autobus biura Villapolonia - oficjalny partner Itaki na Dominikanie - z przewodniczką p.Moniką.
Pierwszym punktem naszego zwiedzania była wizyta w malutkiej, wiejskiej szkole podstawowej i "wizytacja" na lekcji.
Teren wokół szkoły.
Kolejny przystanek to ranczo Don Ramona (?).
Najpierw był krótki spacer po ranczo i domu właściciela. Mogliśmy zobaczyć kakaowce, kawowce, owoce cytrusowe, mango, marakuję, ananasa...
A później odpoczynek pod zadaszeniem; gdzie oglądaliśmy kilkuminutową walkę kogutów oraz mogliśmy spróbować wszystkich rosnących tam owoców i zrobić zakupy.
Olejek kokosowy, malutka buteleczka to koszt ok 250 pesos = 6 $.
Po przeszło godzinnym pobycie na ranczo, przejechaliśmy na pierwszy postój. Najpierw w wytwórni cygar zobaczyliśmy jak się je tworzy, później degustowaliśmy napój Dominikańczyków, czyli Mama Juana, a następnie była chwila na zakupy. Oprócz typowych pamiątek jak pocztówki, magnesy, koszulki itd. mogliśmy zaopatrzyć się w cygara, mama juanę czy biżuterię wykonywaną z larimaru.
Zapraszam Was dzisiaj na drugą część wakacyjnych opowieści :)
Podczas naszego pobytu na Dominikanie skusiliśmy się na dwie wycieczki faktultatywne. Dziś chciałabym opowiedzieć o pierwszej z nich, czyli Tipo Dominicano. Pod tą intrygującą nazwą kryje się całodniowa wycieczka pokazująca prawdziwą, niekomercyjną Dominikanę.
Nasza wycieczka rozpoczęła się ok godz. 8:00 kiedy to pod hotel przyjechał autobus biura Villapolonia - oficjalny partner Itaki na Dominikanie - z przewodniczką p.Moniką.
Pierwszym punktem naszego zwiedzania była wizyta w malutkiej, wiejskiej szkole podstawowej i "wizytacja" na lekcji.
Teren wokół szkoły.
Kolejny przystanek to ranczo Don Ramona (?).
Najpierw był krótki spacer po ranczo i domu właściciela. Mogliśmy zobaczyć kakaowce, kawowce, owoce cytrusowe, mango, marakuję, ananasa...
A później odpoczynek pod zadaszeniem; gdzie oglądaliśmy kilkuminutową walkę kogutów oraz mogliśmy spróbować wszystkich rosnących tam owoców i zrobić zakupy.
Olejek kokosowy, malutka buteleczka to koszt ok 250 pesos = 6 $.
Po przeszło godzinnym pobycie na ranczo, przejechaliśmy na pierwszy postój. Najpierw w wytwórni cygar zobaczyliśmy jak się je tworzy, później degustowaliśmy napój Dominikańczyków, czyli Mama Juana, a następnie była chwila na zakupy. Oprócz typowych pamiątek jak pocztówki, magnesy, koszulki itd. mogliśmy zaopatrzyć się w cygara, mama juanę czy biżuterię wykonywaną z larimaru.
Następny punkt programu to miasto Higuey.
Na
początek zwiedzanie typowego targu dominikańskiego, ile tam było
kolorów... Można na nim było kupić dosłownie wszystko: owoce, warzywa,
mięso, kosmetyki...
a później zwiedzanie Bazyliki Nuestra Senora de Altagracia - najsłynniejszego miejsca pielgrzymek dominikańskich katolików.
Kolejny dłuższy postój to wizyta w supermarkecie La Sirena w Higuey.
Przykładowe ceny:
* Rum Ron Imperial 700ml - 779,00 pesos
* Rum Barcelo Ron Dorado - 350,00 pesos
* Pocztówka - 7,95 pesos
* Lay's limonkowe - 59,95 pesos
* Kawa Santo Domingo - 175,00 pesos
* Cukierki Kisses - 122,00 pesos
Następnie udaliśmy się do miejscowości Boca de Yuma,
czyli wioski rybackiej położonej na pięknym klifowym wybrzeżu Morza
Karaibskiego, która zasłynęła jako autentyczna baza piratów karaibskich.
Najpierw
przerwa na obiad... Niestety organizatorzy nie spisali się. Zabrakło
dla nas miejsca przy głównym stole, więc usiedliśmy przy osobnym
stoliku, a jedzenie też było kiepskie i otrzymaliśmy jakieś resztki. Po
obiedzie miał być czas wolny... Miał gdyż, ja większość tego czasu
przeczekałam w kolejce do wc; a gdy chciałam z mężem pójść zobaczyć
widoczki to przewodniczka "zaganiała" z powrotem do autobusu, gdyż
trzeba było jechać dalej... ale udało mi się zrobić na szybko kilka
zdjęć.
Po obiedzie pojechaliśmy do pobliskiej jaskini Berna. Miejsce to było niegdyś zamieszkiwane przez Indian Taino, czyli rodowitych mieszkańców wyspy.
Następnie kolejnych wrażeń miał nam dostarczyć rejs łodzią motorową w górę rzeki Rio Yuma.
No i dostarczył... Łódek było pięć. Dla nas przypadło miejsce w
ostatniej. Gdy już jakoś się przemogłam i weszłam do łódki (niestety po
jednym incydencie mam uraz), okazało się, że nasza łódka popsuła się i
nie chce odpalić. Musieliśmy poczekać aż któraś z pozostałych łódek
wróci i weźmie nas na hol... Po kilku minutach przyszła pomoc i mogliśmy
wyruszyć w rejs...
Mogliśmy
podziwiać wspaniałe skaliste brzegi z tropikalną roślinnością, był mały
postój w opuszczonej jaskini, a następnie udaliśmy się do miejsca,
gdzie miała być iguana... W folderze opisującym wycieczkę było zdjęcie
pięknej ogromnej iguany, w rzeczywistości na skale była malutka
iguaneczka, której ja osobiście nie widziałam... To już większe
zwierzaki np. kameleona mamy w domu ;)
Widoki podczas rejsu.
Kolejnym punktem wycieczki, który nie jest umieszczony w ogólnym programie, była wizyta w cabanos
(?); czyli pokojach wynajmowanych na godziny. Jakoś nie byliśmy
zainteresowani zwiedzaniem, więc zostaliśmy z kilkoma innymi osobami w
autokarze.
Nasza
wycieczka powoli dobiegała końca, w drodze powrotnej zaczął padać
deszcz... A my zbliżaliśmy się do (wg folderu z opisem wycieczki)
jednego z najbardziej intrygujących punktów wycieczki, czyli odwiedzin w
autentycznej wiosce uchodźców z Haiti położonej na obrzeżach plantacji trzciny cukrowej. To naprawdę niezapomniane przeżycie!
Mimo
padającego deszczu zatrzymaliśmy się w wiosce nr 1. Uchodźcy gdy tylko
zobaczyli nasz autobus porzucili swoje dotychczasowe prace jak np. jeden
pan, który kąpał się w deszczówce czy malutkie dzieci biegające nago po
wiosce i szybko przybiegli do wejścia. Przewodniczka i lokalny
przewodnik udali się do wejścia autokaru, aby chwilę z nimi porozmawiać i
przekazać dary; a pozostali uczestnicy naszej wycieczki (nie wszyscy,
ale większość) "rzucili" się do okien, aby zrobić zdjęcia czy nakręcić
film... Rozmowa nie przebiegała pomyślnie, a uchodźcy średnio byli
zadowoleni z darów; więc szybko stamtąd odjechaliśmy, bo jeszcze
wyskoczyliby na nas z maczetami...
Z
wioski nr 1 przejechaliśmy do wioski nr 2, która chyba wiedziała o
naszym przyjeździe; gdyż tutaj zachowanie uchodźców było zupełnie inne.
Czekali kulturalnie aż wszyscy wyjdą z autobusu; ludzi ponoć - piszę
ponoć, gdyż my zostaliśmy w autokarze - przywitał wódz wioski, a dzieci
śpiewały piosenki. A następnie przewodnicy przekazali dary, które wóz
miał podzielić.
W
tym punkcie wycieczki nie robiliśmy żadnych zdjęć ani nie kręciliśmy
filmów, wystarczy nam to co widzieliśmy... Bieda, bieda, bieda... Bardzo
przykry widok :( a ludzie jak to bydło robili zdjęcia czy filmy i
jeszcze głupio komentowali :(
Moim zdaniem wioski uchodźców nie powinno być w programie wycieczki.
Ostatnim punktem wycieczki był postój na plantacji trzciny cukrowej i degustacja.
Wycieczkę wykupiliśmy u rezydentki Itaki. Koszt to 110$/os, dzieci do lat 2 oczywiście bezpłatnie.
Wycieczkę
wykupiliśmy m.in. dlatego, że na Dominikanie bałabym się wypożyczyć
auto i zwiedzać wyspę samotnie; poza tym na spotkaniu z rezydentką
powiedziano nam, że to jedyna okazja aby zrobić zakupy w supermarkecie.
To okazało się nieprawdą, gdyż spod naszego hotelu 2-3 razy w tygodniu
odjeżdżał darmowy autobus do miejscowości Bavaro, o czym dowiedzieliśmy
się jakoś 2 dni przed wylotem...
Na
wycieczce łącznie z nami były 3 pary z małymi dziećmi.. dużym minusem
dla nas było, że nikt na nas nie czekał. Ledwo przewodniczka i kilka
osób wyszło z autokaru, a już wszyscy gnali na zwiedzanie i nie czekali
na resztę...
Kolejny
minus to: poprosiłam przewodniczkę o plaster, do końca wycieczki nie
doczekałam się. Dobrze, że pomogła jedna z uczestniczek.
Podczas
wycieczki w cenie i bez ograniczeń miały być zimne napoje, woda,
piwo... Niestety nic takiego nie było, napoje były wydzielane. Podczas
przejazdów z miejsca na miejsce po autokarze chodził przewodnik i
wydzielał kubeczki oraz nalewał napoje...
Mimo
takich małych niedogodności uważam, że wycieczka warta polecenia; ale z
innym, bardziej kompetentnym przewodnikiem i za nieco mniejszą cenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz