Co warto zobaczyć na południu wyspy - Fuerteventura, zwiedzanie dzień 1
3/18/2016
0
co warto zobaczyć na fuercie
,
cofete
,
dziecko w podróży
,
FUERTEVENTURA
,
nosidło TULA
,
playa de sotavento
,
PODRÓŻE
,
punta de jandia
W piątkowy ranek (7.02) Piotrek popędził do wypożyczalni po auto; zjedliśmy śniadanie i przed południem ruszyliśmy na zwiedzanie Fuerty :) Postawiliśmy na południowe zakątki wyspy; gdyż to właśnie na tam znajdował się nasz hotel.
Odległości na Fuercie są niewielkie i ledwo wyruszyliśmy spod hotelu, aby po ok 9km (jakieś 10-15 min jazdy, w zależności od natężenia ruchu) zatrzymać się na pierwszy postój. Dotarliśmy do Plaży Sotavento, gdzie mieści się znana z internetowych i przewodnikowych zdjęć Lagunka Risco de Paso.
Tego dnia świeciło piękne słonko, więc rozejrzeliśmy się chwilkę po okolicy; zrobiliśmy kilka zdjęć i obiecaliśmy, że wrócimy tutaj popołudniu w drodze powrotnej.
Mimo krótkiej przejażdżki Wikcio już zdążył sobie zrobić pierwszą drzemkę ;) a nas w tej sytuacji ratuje Tula Zig Zag ;)
Ruszamy dalej i po ok 20 minutach wjeżdżamy do miejscowości Morro Jable; którą tylko "podziwiamy" zza okna.
Cały czas jedziemy dobrą asfaltową drogą; a gps który dostaliśmy przy wypożyczeniu auta pokazuje, że do naszego kolejnego celu zostało ok 22km. Aż tu nagle sytuacja ulega zmianie i mniej więcej w połowie drogi musimy drastycznie zwolnić... Droga zmienia się w szutrową trasę...
W wypożyczalni ostrzegali nas, że nasza Corsa absolutnie nie nadaje się na jazdę nad Cofete, ale... podjęliśmy ryzyko ;) Jak się później okazało na trasie spotkaliśmy więcej takich śmiałków, którzy jechali tutaj wypożyczonymi autami ;)
A ostatnie 8km musieliśmy po prostu pokonać trochę wolnej. Co chwilę trzeba było zwolnić, pokonać jeden zakręt, drugi zakręt, serpentynkę lub poczekać aż przejedzie auto z naprzeciwka, bo oba by się nie zmieściły ;)
Dojeżdżamy do punktu widokowego (niestety nie wiem jak się nazywa), ale na tej trasie był tylko jeden jedyny ;) Wychodzimy z auta i... naszym oczom ukazuje się taki oto widok... Cofete !!! Wow! Wow! Wow!!
Z pięknych piaszczystych plaż wkraczamy w góry i taki kosmiczny krajobraz :)
Nagle nie wiadomo skąd pojawia się osiołek ;) który chętnie zapozował do kilku zdjęć ;)
Cały czas wjeżdżaliśmy pod górkę, no to ostatni odcinek z górki ;) I znowu jednej zakręt, drugi zakręt, serpentynka nad przepaścią...
Ale w końcu docieramy!!!
Pakujemy Wikcia w nosidło i sruu prawie biegiem na plażę :)
Oto ona - Playa de Barlovento. Patrzcie jak tu pięknie !!! I akurat wyszło słonko.
Złoty długi i szeroki pas mięciutkiego piasku otoczony jest z jednej strony potężnymi górami, by z drugiej strony wpadać do lazurowej wody! Stojąc w tamtym miejscu człowiek naprawdę czuje ogrom natury ;)
Ludzi na plaży była garstka, więc skorzystaliśmy z okazji i poprosiliśmy kogoś o pstryknięcie rodzinnej fotki ;)
W tej okolicy oprócz jednej restauracji/baru i stojącego w oddali opuszczonego domu nie ma kompletnie nic! Żadnych sklepów, restauracji, hoteli, atrakcji; ludzi garstka. Wow! Naprawdę jest tutaj pięknie i dziko. A jednym słyszalnym szumem tego dnia były wielkie morskie fale :)
Jeszcze tylko pakujemy - na pamiątkę - troszkę piasku do woreczka (opiszemy to w innym poście ;) ) i możemy ruszać w drogę powrotną...
Przed nami 18 km do następnego punktu; ok 40min drogi ale warto doliczyć jeszcze kilka minut...
W mniej więcej połowie drogi na rozwidleniu odbijamy w prawo (jadąc od Morro Jable prosto); by ok godz. 16:00 dotrzeć na południowy koniec wyspy, a dokładnie do Punta de Jandia.
Na miejscu znajduje się latarnia morska oraz niewielka osada rybacka. Dalej już nic nie ma i nie da rady jechać.
Na koniec jeszcze mapka z dotychczas zrobioną trasą, czyli 66km.
Odległości na Fuercie są niewielkie i ledwo wyruszyliśmy spod hotelu, aby po ok 9km (jakieś 10-15 min jazdy, w zależności od natężenia ruchu) zatrzymać się na pierwszy postój. Dotarliśmy do Plaży Sotavento, gdzie mieści się znana z internetowych i przewodnikowych zdjęć Lagunka Risco de Paso.
Tego dnia świeciło piękne słonko, więc rozejrzeliśmy się chwilkę po okolicy; zrobiliśmy kilka zdjęć i obiecaliśmy, że wrócimy tutaj popołudniu w drodze powrotnej.
Mimo krótkiej przejażdżki Wikcio już zdążył sobie zrobić pierwszą drzemkę ;) a nas w tej sytuacji ratuje Tula Zig Zag ;)
Ruszamy dalej i po ok 20 minutach wjeżdżamy do miejscowości Morro Jable; którą tylko "podziwiamy" zza okna.
Cały czas jedziemy dobrą asfaltową drogą; a gps który dostaliśmy przy wypożyczeniu auta pokazuje, że do naszego kolejnego celu zostało ok 22km. Aż tu nagle sytuacja ulega zmianie i mniej więcej w połowie drogi musimy drastycznie zwolnić... Droga zmienia się w szutrową trasę...
W wypożyczalni ostrzegali nas, że nasza Corsa absolutnie nie nadaje się na jazdę nad Cofete, ale... podjęliśmy ryzyko ;) Jak się później okazało na trasie spotkaliśmy więcej takich śmiałków, którzy jechali tutaj wypożyczonymi autami ;)
A ostatnie 8km musieliśmy po prostu pokonać trochę wolnej. Co chwilę trzeba było zwolnić, pokonać jeden zakręt, drugi zakręt, serpentynkę lub poczekać aż przejedzie auto z naprzeciwka, bo oba by się nie zmieściły ;)
Dojeżdżamy do punktu widokowego (niestety nie wiem jak się nazywa), ale na tej trasie był tylko jeden jedyny ;) Wychodzimy z auta i... naszym oczom ukazuje się taki oto widok... Cofete !!! Wow! Wow! Wow!!
Z pięknych piaszczystych plaż wkraczamy w góry i taki kosmiczny krajobraz :)
Nagle nie wiadomo skąd pojawia się osiołek ;) który chętnie zapozował do kilku zdjęć ;)
Cały czas wjeżdżaliśmy pod górkę, no to ostatni odcinek z górki ;) I znowu jednej zakręt, drugi zakręt, serpentynka nad przepaścią...
Ale w końcu docieramy!!!
Pakujemy Wikcia w nosidło i sruu prawie biegiem na plażę :)
Oto ona - Playa de Barlovento. Patrzcie jak tu pięknie !!! I akurat wyszło słonko.
Złoty długi i szeroki pas mięciutkiego piasku otoczony jest z jednej strony potężnymi górami, by z drugiej strony wpadać do lazurowej wody! Stojąc w tamtym miejscu człowiek naprawdę czuje ogrom natury ;)
Ludzi na plaży była garstka, więc skorzystaliśmy z okazji i poprosiliśmy kogoś o pstryknięcie rodzinnej fotki ;)
W tej okolicy oprócz jednej restauracji/baru i stojącego w oddali opuszczonego domu nie ma kompletnie nic! Żadnych sklepów, restauracji, hoteli, atrakcji; ludzi garstka. Wow! Naprawdę jest tutaj pięknie i dziko. A jednym słyszalnym szumem tego dnia były wielkie morskie fale :)
Jeszcze tylko pakujemy - na pamiątkę - troszkę piasku do woreczka (opiszemy to w innym poście ;) ) i możemy ruszać w drogę powrotną...
Przed nami 18 km do następnego punktu; ok 40min drogi ale warto doliczyć jeszcze kilka minut...
W mniej więcej połowie drogi na rozwidleniu odbijamy w prawo (jadąc od Morro Jable prosto); by ok godz. 16:00 dotrzeć na południowy koniec wyspy, a dokładnie do Punta de Jandia.
Na miejscu znajduje się latarnia morska oraz niewielka osada rybacka. Dalej już nic nie ma i nie da rady jechać.
Na koniec jeszcze mapka z dotychczas zrobioną trasą, czyli 66km.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz